Co to jest Track Day? Czyli, jak wygląda dzień na torze wyścigowym
Czy Ty też zawsze marzyłeś o tym, żeby przejechać się supersportowym samochodem? Jeszcze do niedawna, leżało to wyłącznie w sferze marzeń, a najszybsze samochody podziwiało się wyłącznie na plakatach, w programach motoryzacyjnych, a szczytem marzeń było ujrzenie takowego na ulicy. Parę lat temu pojawiły się jednak firmy, które umożliwiają każdemu spełnić motoryzacyjne marzenia i zasiąść za kierownicą kilkusetkonnych „potworów” na czterech kołach. A jak wygląda taki dzień, na który czeka się nierzadko wiele tygodni, miesięcy, a nawet lat? Opowiem wam z perspektywy uczestnika jak wygląda Track Day i czego można się spodziewać podczas takiego wydarzenia.
Track Day – wyobrażenia
Czy wsiadając do własnego samochodu zastanawialiście się, jakby to było, gdybyście mieli do dyspozycji nie 100 czy 150 koni mechanicznych, a stado liczące ich ponad 500? Czy doznaliście kiedyś uczucia, kiedy dodając gazu, zamiast zwykłego przyśpieszania doznajecie „efektu katapultowania”? Gdzie zatem wybrać się, by w 100% wykorzystać możliwości muskularnych superaut? Co prawda, wielkiego wyboru w Polsce nie ma, ale obiektem zdecydowanie najbardziej godnym polecenia, jest Tor Poznań. To jedyny w Polsce tor wyścigowy z homologacją FIA (Międzynarodowej Federacji Samochodowej), dzięki czemu możliwa jest organizacja w tym miejscu wyścigów motocyklowych i samochodowych najwyższej rangi. Ciekawostką jest, że przy jego projektowaniu swój wkład miał m.in. Bernie Ecclestone, czyli były szef Formuły 1.
Zaczynamy
Jakiś czas temu na torze w Poznaniu zorganizowano jeden z wielu track day-ów, czyli dzień otwarty, podczas którego właściwie każdy mógł zweryfikować swoje umiejętności za kierownicą, a nawet sprawdzić możliwości własnego auta. Była to także okazja do wynajęcia sportowego auta, by na własnej skórze poczuć te emocje, o których wspomniałem na początku. Ja zdecydowałem się na jazdę trzema autami – w dwóch z nich zasiadłem za kierownicą, a w jednym na miejscu pasażera.
Audi R8
Pierwszy pojazd, który miałem przyjemność prowadzić, to śnieżnobiałe Audi R8. Silnik 4.2 litra V8 i 430KM robią wrażenie już na papierze. Przyśpieszenie 4,6 s do setki można jednak poczuć już na własnej skórze. No i ten rasowy dźwięk… gratka dla motoryzacyjnych „melomanów”. Audi R8 produkowane jest od 2006 roku, a od 2015 roku produkowana jest druga generacja modelu. Z wyjątkowych rzeczy, w modelu z silnikiem V10 zastosowany został amortyzator magnetyczny. Dzięki niemu możliwa jest zmiana charakteru pracy zawieszenia poprzez regulację zmiany lepkości cieczy w amortyzatorze, a tym samym dostosowanie właściwości jezdnych do aktualnych potrzeb kierowcy.
Lamborgini Gallardo
Drugim generatorem adrenaliny było wściekle pomarańczowe Lamborgini Gallardo. Już od samego przyglądania się i słuchania drapieżnej 5-cio litrowej V10-ki, uśmiech mimowolnie zaczynał pojawiać się na twarzy. Pierwsze wrażenia? Audi R8 nie miałoby z nim szans. Moc i przyśpieszenie, odpowiednio 520KM i 3,8 s. do setki, zdają się potwierdzać moje przypuszczenia. Prędkość maksymalna – 315km/h. Jednak nie jest ona możliwa do osiągnięcia nawet na Torze Poznań. Gallardo to stosunkowo niewielkie, dwumiejscowe auto posiadające aluminiową karoserię oraz stały napęd na cztery koła. Najszybsza odmiana Gallardo LP570-4 Performante miała 562KM i rozpędzała się aż do 324km/h.
KTM X-BOW
Po dwóch „mocarzach”, przyszedł czas na pozornego „słabeusza”. KTM X-BOW, bo o nim mowa, posiada turbodoładowany silnik 2.0 i moc „jedynie” 240KM, a przyśpiesza do setki prawie jak ponad 500-konne Lambo. Jak to możliwe? Otóż sekretem jest jego ultralekka konstrukcja uzyskana m.in. dzięki odkrytemu nadwoziu i zastosowaniu odpowiednich kompozytów. Masa rzędu 850kg to tyle, co w popularnych i dobrze znanych – Toyocie Aygo czy Fiacie Panda. Spróbujcie sobie wyobrazić taką moc, przekazywaną na przednie koła, na których są opony o szerokości 185 mm! W takiej sytuacji pojęcie „trakcja” z pewnością mogłoby zastąpić słowo „abs-trakcja”. Mimo, że w pojeździe siedziałem jedynie na fotelu pasażera, przeciążenia dochodzące do 2G, dały mi namiastkę wrażeń, jakich doświadczają kierowcy Formuły 1.
Tam można się wyszaleć
Możliwość jazdy po profesjonalnie przygotowanym torze, czy to na miejscu kierowcy czy pasażera, utwierdziło mnie w przekonaniu, że samochody to nie tylko środek transportu służący do przemieszczania się z punktu A do B, ale także źródło niesamowitych wrażeń i przeżyć. Nie tylko dla typowych motomaniaków, ale także dla wszystkich kierowców. Taki track day dla każdego może być okazją, aby przekonać się, jak sportowe samochody potrafią przyśpieszać, hamować, jaką mają przyczepność na zakrętach, jak głośno i drapieżnie mogą brzmieć i jak nisko i niewygodnie można w nich siedzieć. Dni otwarte na tym obiekcie organizowane są regularnie, więc z czystym sumieniem polecam taką właśnie aktywność. Te osoby, które oczekują mocnych wrażeń i zdecydują się na jazdę topowymi sportowymi autami z pewnością się nie zawiodą. Niezapomniane doznania wliczone są tu w cenę.
Track Day – ceny
No właśnie. W tym miejscu powinniśmy wspomnieć o jeszcze jednej kwestii – o kosztach. Jak to w życiu bywa, przyjemności potrafią kosztować i to całkiem sporo. Ceny zaczynają się od 119zł za 1 okrążenie jako pasażer np.: BMW 330i lub Mitsubishi Lancer EVO 10, aż do 699zł za 1 okrążenie jako kierowca, np. Ferrari F430, czy 899zł za jazdę Lamborghini Huracan po torze w Poznaniu. Do wyboru są oczywiście też inne obiekty rozsiane po całej Polsce. W zależności od tego jaki tor wybraliśmy oraz ile okrążeń przejedziemy, tym lżejszy będzie nasz portfel. Jednak regularnie, przy różnych okazjach można trafić na spore rabaty. Dodam jeszcze, że taka atrakcja to też idealny prezent dla każdego motomaniaka. Vouchery możecie zakupić np. na go-racing.pl skąd sam nieraz już korzystałem.
A może własnym autem?
Wjazd własnym autem na tor w Poznaniu odbywa się zazwyczaj przy wsparciu klubów i zrzeszeń danych marek pojazdów. Oscyluje on w granicach 300zł – 500zł w zależności od czasu spędzonego na samej jeździe po torze. Jest to doskonała okazja do kompleksowego poznania własnego auta i sprawdzenie jego możliwości. Na innych torach, często też jest możliwość jazdy indywidualnej, choć są to zazwyczaj obiekty posiadające nitkę o długości około jednego kilometra. Tak, czy inaczej Track Day we własnym aucie to doskonały sposób na spędzenie czasu i dużo bezpieczniejsza opcja wyszalenia się za kółkiem niż szybka jazda po publicznych drogach.
Track Day – Dlaczego warto?
Każdemu kierowcy polecam tego typu doświadczenie, nie tylko dlatego, że można tu podszkolić swoje umiejętności, ale także przekonać się w czym jesteśmy dobrzy, a co wymaga naszej poprawy. Przy okazji, być może ktoś z was odkryje w sobie żyłkę kierowcy wyścigowego i postanowi spróbować swoich sił w motorsporcie. A to w końcu jeden z najbardziej emocjonujących i uzależniających sportów. Do tego przyciągających mnóstwo kibiców i sponsorów, więc sława i bogactwo pojawić się może na wyciągnięcie ręki i rzecz jasna (prawej)nogi 😉